15 dzień, 23 października 2008, La Caridad - Ribadeo, 24 km


Dzisiejszy etap był dość krotki, ale niezwykły - to ostatni etap nadmorski, po nim wchodzi się wgłąb lądu kierując się prosto do Santiago. Postanowiłem godnie pożegnać morze i wybrałem trasę nieco dłuższą, ale zahaczającą o nadmorską mieścinę Tapia de Sariego, a później wijącą się od plaży do plaży wzdłuż wybrzeża. Miałem dokładną mapę tego odcinka ze zdjęciami lotniczymi, więc pozwoliłem sobie na samodzielny wybór dróg i nie podążanie zawsze oficjalną wersją Camino.








Przez cały dzień było słonecznie, bez jednej chmurki na niebie. Jednak nie było już tak ciepło jak to bywało na początku. Rano było mi zimno nawet w polarze, a później ciężko było się zdecydować, czy iść w podkoszulku, czy z przykryciem. Szedłem z plecakiem objuczonym na około wypranymi skarpetkami, majtkami i koszulkami - nauczony doświadczeniem zawsze robię pranie przed pogodnym dniem. W taki dzień jak dziś - słoneczny i nieco wietrzny wszystko wysycha na wiór!

Droga była oznaczona bardzo dobrze, w wielu miejscach - krzyżami Świętego Jakuba. Okolice Tapia wykazują tendencje progalicyjskie - część muszli ułożona była odwrotnie niż w Asturii i wskazywała drogę wachlarzem, a nie ogonem.

Dzisiejszy etap kończył się w Ribadeo, czyli już w Galicji. Aby się tam dostać trzeba przejść przez most położony nad rzeką dzielącą dwa hiszpańskie regiony. To była próba! Most jest wysoki, długi, a chodnik dla pieszych wydaje się być na siłę doklejony do autostrady. I tak, idzie się wąskim tunelem dla pieszych: po lewej stronie mała barierka, za którą widać rzekę płynącą jakieś kilkadziesiąt metrów niżej, a po prawej autostrada z pędzącymi tirami, które wprawiają całą konstrukcje w drżenie i podmuchami powietrza wytrącają cię z równowagi.



Uff... wszedłem do Galicji. Od razu zauważyłem zmianę. Nie wiem jeszcze jaka to zmiana, ale już widzę nieco inną architekturę, zachowanie ludzi.

Znalazłem schronisko. Nic dziwnego, że wczoraj angielska para mówiła mi, że będę bardzo mile zaskoczony - schronisko nie tylko jest czyste i świetnie wyposażone, ale też pięknie położone nad samą rzeką. Z łóżka mam wspaniały widok na most i strome zbocza doliny.


Przyszedłem do Ribadeo dość wcześnie, więc mogłem pozwolić sobie na przechadzkę po mieście. Wydaje się być bogatsze od tych w Asturii - dużo tu eleganckich sklepów, alejek handlowych. To stare miasto, położone na zboczu doliny.



Kiedy wracałem z baru na drugim końcu miasta, gdzie zjadłem obiado-kolację, ledwo odnalazłem drogę do schroniska. Tak to jest z takimi miasteczkami portowymi - ulice kluczą w rzeźbie terenu często kończąc się na urwisku.

W schronisku sprawdziłem spis pielgrzymów. Okazało się, że Katarina wczoraj podjechała aż tutaj, rezygnując z pięknego dnia nad morzem. Oprócz niej noc spędzili tu znani mi: Holender, starszy Hiszpan i... Santi. Wygląda na to, że dziś Katarina miała okazję iść z Santim. Opowiadałem jej o nim - ciekawe, czy zaciekawiona nawiązała z nim kontakt...


Brak komentarzy: