11 dzień, 19 października, Aviles - San Esteban de Pravia, 23 km


Dziś miałem zostać w Aviles i odpocząć. Zdecydowałem się jednak pójść dalej i jedynie zmniejszyłem dzisiejszy etap do spokojnych 20km. Santi chciał przejść więcej i dojść do schroniska oddalonego o 40 km. Pożegnaliśmy się. Kto wie, może się jeszcze zobaczymy... Póki co mam zaklepaną miejscówkę w Santander.

W Aviles Camino odżywa - nagle ucinają się brudne okolice przemysłowe, a pojawiają się piękne brukowane ulice, inni ludzie, inny styl życia. Nie bez znaczenia jest na pewno fakt, że Aviles ''było jednym z ważniejszych ośrodków przyjmowania pielgrzymów przybywających tu okrętami morzem''. Trasa robi się znacznie przyjemniejsza - znów kluczy między wsiami, znów możesz spokojnie mówić wszystkim na około buenos dias, a oni odpowiedzą ci z uśmiechem.

Próbowałem iść jednym tempem. Miałem czas, więc mogłem próbować. Nie jest to łatwe. Santi mi cały czas mówił o rytmie, że jest ważny. Odpowiadałem mu, że ja idę z rytmem swojego serca. Kiedy widzę jakieś ohydztwo (na przykład fabryki) przyspieszam, kiedy to mija zwalniam. Kiedy czuję, że już niedaleko do schroniska, albo kiedy po prostu dobrze się idzie - znów przyspieszam. To nie jest dobre dla organizmu, dla nóg, dla tempa. Teraz wiem, że trzeba iść z rytmem, który dyktuje głowa.

Piękna była dziś pogoda - słońce, bez jednej chmury. Chyba mam wielkie szczęście z tą aurą. Według prognoz padało dziś w całej Hiszpanii z wyjątkiem Asturii i Galicji (nie wiem nawet, czy nie było gdzieś małych powodzi).


Znów szedłem sam. Idąc samemu trzeba być bardzo skoncentrowanym. Bardzo łatwo jest zgubić szlak, cały czas trzeba być czujnym. Tu nie ma miejsca na żadne kontemplacje, przemyślenia, modły - nie, trzeba skupić się na drodze. Przez kilka kilometrów szedłem przez tereny leśne, bez żadnej wsi w okolicy. Dziwnie się czasem czułem - myślałem, co by było, gdybym zgubił drogę, zszedł ze szlaku (o co nie trudno) i coś by mi się stało... Kto by mnie tu znalazł?


Ale w końcu wychodzisz z lasu i wchodzisz do jakiejś pięknej wsi - o, takiej jak na przykład El Castillo...
Planowałem spać dziś w schronisku w San Esteban. Miałem jedynie informacje, że takie schronisko jest i że najprawdopodobniej jest otwarte. To trudna decyzja, po trzeba było zejść ze szlaku, a zatem zrobić dodatkowe kilometry, do tego bez pewności, że coś tam będzie!

San Esteban po lewej

San Esteban to pięknie położona wioska rybacka - leży na zboczu doliny rzeki, która za chwilę wpada do morza. Droga się tu kończy, co czyni wioskę trochę prowincjonalną, ale i spokojną. Dziwiłem się bardzo, że w takim miejscu może być schronisko młodzieżowe. Ale jest, znalazłem. Niestety zamknięte. Co robić? Poszedłem do baru. Od razu znalazł się ktoś z numerem telefonu do właściciela schroniska i zadzwonił do niego. Powiedział mi, żebym poczekał na niego przed schroniskiem. Czekałem godzinę - nikt nie przyszedł. Znów zapytałem kogoś, a ten mówi, że powinienem pójść do innego baru i samemu go poszukać - "Raul tam zawsze gra w karty". Nie znalazłem go, ale po chwili Raul pojawił się nie wiadomo skąd w schronisku. Powiedział, że mam szczęście, bo zwykle noc z niedzieli na poniedziałek spędza w Oviedo i że powinno się wcześniej do niego zadzwonić... Schronisko sprawiało wrażenie zapuszczonego, ale takim nie jest - w środku jest nawet sala z telewizorem. Byłem kompletnie sam. Wyszedłem przejść się po porcie, zajrzałem do knajpy. Cała wieś - no, może męska jej część (kobiety grały obok w chińczyka), oglądała mecz, w którym grał pobliski Sporting Gijon. Ależ emocje... Cały bar wpatrzony w telewizor. Karny! Tak, to oczywiste - kilkunastu mężczyzn wyciąga w charakterystycznym geście kibica dłoń wskazując telewizor. Po chwili dołącza jeszcze jedna - małego chłopca, który naśladuje i wręcz przekrzykuje starszych. W pewnym momencie, już chyba po meczu, ulicą przejechał samochód z młodymi kibicami i długo zatrąbił. Po chwili rozległ się potężny wybuch. To była petarda. Nie wiem, czy była to oznaka radości, czy złości. Najciekawsze było to, że w ogóle nie zmąciło to spokoju ludzi jedzących kolację przy stolikach ustawionych przy ulicy. Kontynuowali rodzinną kolację jak gdyby nigdy nic - normalna sprawa...

Wróciłem do schroniska. Wtem jakiś hałas, ktoś rozmawia na korytarzu, potem puka do drzwi. Otwieram, a tam w drzwiach stoi... Katarina! Coś niebywałego! W takim miejscu, poza szlakiem, po kilku dniach na różnych etapach! Takie jest Camino - każdy ma różne tempo, ale koniec końców idzie się dość równo. Raz przyspieszysz, zrobisz dwa etapy w jeden dzień, ale później Camino Ci ten dzień zabierze i wszystko będzie zgodnie z planem...

Poszliśmy na piwo. Okazało się, że szły z Seleną jakiś czas, ale zostały w Gijon dwa dni by wyleczyć stopy - wtedy ich przegoniłem. Selene wyprzedziła nas już jednak, bo popędziła autobusem robiąc dwa etapy w jeden dzień, aby dojść do Santiago przed 29 października.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dzis rano przy sniadaniu mialam ochote przejsc sie kolejny kawalek drogi z Tobą, czytając...ale niestety nieznalazlam aktualizacji. Ciesze się że już jest i idziesz dalej. Mam nadzieje, że jak znajdziesz to co szukasz...zawitasz do nas na zieloną wyspe. Sciskam mocno.A.

bart pisze...

Ciesze sie ze i ja moge podazac za Toba poprzez tego bloga. Dolaczylem niedawno, troche przypadkiem.. dowiedzialem sie o Twoim Camino od Ani, glupio mi troche bo ostatnio zaniedbalem kontakty.. Takze mam nadzieje ze rozwarzysz odwiedziny u nas i z cala ekipa zapraszam serdecznie! Tymczasem pozdrawiam pielgrzyma i zycze zdrowia, wytrwalosci i dobrej drogi! Duchem jestem z toba! Trzymaj sie! B.

Anonimowy pisze...

Hej! Doswiadczen pielgrzymich za wiele nie mam (jakies jednak), ale wydaje mi sie bardzo trafne stwierdzenie, ze jak raz przyspieszysz, to i tak pozniej zwolnisz. Bilans bedzie na zero. Jak z podjazdami i zjazdami rowerwoymi w gorach.
A ponizej ciekawa informacja. Ponownie, bo jak poprzednia, zwiazano z Twoim camino. Ja ich nie wyszukuje, po prostu na mnie trafiaja. Ktos lub cos caly czas przypomina mi o Tobie na szlaku. Trzymaj sie:
http://www.przystanekpraga.pl/artykul.php3?i=855
Jak wrocisz zapraszam na szlajanie po Grochowie. Zrobilismy sobie spacer rodziny w niedziele - Justa, Stach, Marta i Michal z Radosci i odkrylismy urocze, a zarazem mroczne miejsce. Taka sprzecznosc.