Dziś przez cały dzień szedłem z Santim. Dobrze się szło, bo Santi ma jednostajne tempo: nie za szybkie, nie za wolne - w sam raz. Dzisiejsza trasa była chyba najlepszą z tych, które do tej pory przeszedłem. Szliśmy zupełnie jak kilkaset lat temu - od jednej wsi do drugiej polnymi drogami. Wieś zawsze poprzedza cmentarz, potem pojawia się stary kościół, a obok kościoła zawsze znajdzie się bar.






Planowaliśmy dziś z Santi pójść gdzieś na miasto na kolację i obejrzeć mecz. Hiszpania grała dziś z Belgią. Santi zna się piłce - bardzo dobrze kojarzył polskich piłkarzy: jako pierwszego wymienił Bońka, a potem tych grających w Hiszpanii: Smolarka (ojca tez znał), Koseckiego, Urbana, Dudka. No właśnie - Polska chyba gra dziś ze Słowacją....
Poszliśmy najpierw na Sidrę - specjalność Asturii, czyli po prostu lekkie wino na jabłkach. Barman nalewa je gdzieś tak z wysokości metra by dobrze utleniło się po drodze. Po trzech literatkach tego trunku przestałem odczuwać jakikolwiek ból w łydkach... Później poszliśmy coś zjeść do baru. Dobrze jest mieć Hiszpana u boku - wie co najlepiej zamówić! Zjedliśmy podsmażaną kiełbasę, coś w rodzaju kaszanki bez skórki i ziemniaki w sosie pomidorowym. Obejrzeliśmy tylko jedną połowę meczu. Drugą mieliśmy obejrzeć w schronisku. Niestety hospitaliera postanowiła oglądać operę mydlaną i się nie udało.
Poszliśmy najpierw na Sidrę - specjalność Asturii, czyli po prostu lekkie wino na jabłkach. Barman nalewa je gdzieś tak z wysokości metra by dobrze utleniło się po drodze. Po trzech literatkach tego trunku przestałem odczuwać jakikolwiek ból w łydkach... Później poszliśmy coś zjeść do baru. Dobrze jest mieć Hiszpana u boku - wie co najlepiej zamówić! Zjedliśmy podsmażaną kiełbasę, coś w rodzaju kaszanki bez skórki i ziemniaki w sosie pomidorowym. Obejrzeliśmy tylko jedną połowę meczu. Drugą mieliśmy obejrzeć w schronisku. Niestety hospitaliera postanowiła oglądać operę mydlaną i się nie udało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz